Zadaj pytanie
 PYTANIE: 2002/122 poprzednie pytanie nastepne pytanie

>>> Czy moglibyście odnieść się do wypowiedzi dotyczącej Lamy Ole Nydahla, zamieszczonej w serwisie "Świat buddyzmu" w dziale FAQ?

Przykro jest mi czytać takie wypowiedzi, jak: "Jeżeli chcesz zostać jednym z tych wybrańców (chodzi o uczniów Lamy Ole Nydahla - jw), zapisz się do sekty Olego, ale gdybyś chciał podążać ścieżką buddyjską, możesz wybrać coś dla siebie spośród wielu szkół i grup działających w Polsce, których linki znajdują się na naszej stronie." Przykro tym bardziej, że swego czasu sam przyczyniłem się w pewnym stopniu do powstania wspomnianego serwisu, projektując i wykonując jego graficzny wizerunek. Gdybym wiedział wcześniej, że będą publikowane w nim wypowiedzi na tak żenującym poziomie, nie zrobiłbym tego. Styl, w jakim na zadane pytanie została udzielona odpowiedź, wskazuje, że odpowiadająca osoba nie tylko nisko schyla kark pod ciężarem własnych przeszkadzających emocji, ale również nie potrafi poprawnie zrozumieć znaczenia słów i nauk Lamy Ole Nydahla.

W wypowiedzi, której fragment zacytowałem na wstępie, stwierdza się, że Lama Ole Nydahl, krytykując innych nauczycieli buddyjskich, złamał swoje tantryczne ślubowania. Jestem ciekawy, na jakiej podstawie dokonano tej oceny? Szamar Rinpocze, wyjaśniając rodzaje oraz znaczenie ślubowań samaja, stwierdza: "Jest w pełni do zaakceptowania i nie ma żadnego związku z łamaniem samaja krytykowanie czegoś z pozytywną motywacją, aby wyjaśnić coś innym." (magazyn "Diamentowa Droga" nr 7 - grudzień 1993). Niech to, czy Lama Ole w swoich wypowiedziach kierował się negatywnym nastawieniem, wskazując na te zachowania niektórych nauczycieli buddyjskich, których efektem było pomieszanie i cierpienie innych istot, pozostanie kwestią otwartą - każdy ma prawo do własnego poglądu. Anonimowemu buddyjskiemu inkwizytorowi ze "Świata buddyzmu" udało się zdemaskować na własny użytek najczarniejszą z czarnych motywację: "eliminowanie konkurencji".

W kwestii złamania przez Lamę Ole Nydahla związków z jego nauczycielami należy nadmienić, że jego rdzennym mistrzem jest XVI Karmapa Rangdziung Rigpe Dordże, natomiast pierwszym nauczycielem Dharmy był Lobpyn Tseczu Rinpocze, którego Ole spotkał w Katmandu jeszcze w latach sześćdziesiątych i do dzisiaj utrzymuje z nim bardzo bliski kontakt, o czym świadczą nie tylko wspólne kursy medytacyjne lecz również słowa Lobpyna Tseczu: "Prawie wszyscy Mahasiddhowie podążali drogą świecką, tylko niektórzy z nich byli mnichami bądź mniszkami. Obecnie droga ludzi świeckich jest naturalnym i pożytecznym sposobem praktykowania dla wielu ludzi. Uważam, że lama Ole Nydahl dzięki swemu nowoczesnemu podejściu, jest w stanie naprawdę pomóc dużej liczbie istot. Buddowie nauczali po to, żeby pomóc wszystkim istotom. Taki jest cel nauk i metod. Odnoszą się one do nas, to dzięki nim rozwijamy nasz umysł, to one pozwalają nam zrozumieć prawo przyczyny i skutku. W ten sposób możemy pozytywnie zmieniać nasze życie. Lama Ole działa dokładnie w taki sposób. Przynosi on pożytek wielu istotom nie tylko wtedy, kiedy naucza bardzo zręcznej praktyki Phowa. Otwiera się także na ludzi i pomaga im zmienić sposób, w jaki żyją. Wspieram i szanuję jego aktywność." (patrz tutaj)

Lama Ole nawiązał również związki z takimi lamami jak Szamar Rinpocze, Tai Situpa, Dziamgon Kongtrul, Gyaltsab Rinpocze, Akong Tulku, Tenga Rinpocze i innymi, którzy udzielali mu nauk na życzenie XVI Karmapy. Jednak w momencie, kiedy część wspomnianych lamów zerwała własne związki z XVI Karmapą, Lama Ole Nydahl nie zrobił tego i razem z regentem linii Karma Kagyu, Szamarem Rinpocze, nie poparł wskazanego przez Tai Situpę kandydata na XVII Karmapę. Co do sposobu działania Tai Situpy podczas procesu odnajdywania inkarnacji Karmapy, istnieje podejrzenie o manipulację i oszustwo spowodowane naciskami komunistycznych Chin (patrz tutaj). Przy okazji zachęcam do zapoznania się z moją odpowiedzią na recenzję Jacka Sieradzana książki "Oszuści w szatach", która odsłania kulisy konfliktu powstałego wokół XVII Karmapy (patrz tutaj).

Jak przypuszczam, w buddyzmie, który reprezentuje autor zamieszczonej w "Świecie buddyzmu" odpowiedzi, istnieją tematy tabu. W buddyzmie tym należy również bezwzględnie wierzyć słowom hierarchów, niezależnie od tego, czy mają one pokrycie w faktach, czy też nie, a istotniejszy od poszukiwania prawdy wydaje się być konformistyczny "święty spokój". Mam tylko nadzieję, że taka forma buddyzmu również może przyczynić się do rozpuszczenia egoizmu i rozwinięcia mądrości.

Chciałbym również ustosunkować się do rzekomego zabraniania przez Lamę Ole Nydahla kontaktów z innymi nauczycielami. Uważam, że dopóki szukamy nauczyciela, któremu potrafilibyśmy całkowicie zaufać, możemy spotykać się z różnymi mistrzami reprezentującymi różne szkoły i poznawać ich nauki, tylko życia może nam zabraknąć zanim skończymy "zaliczać" wszystkich, których byśmy chcieli. Kiedy jednak już wybierzemy sobie nauczyciela bądź nauczycieli, co do których żywimy przekonanie, że otrzymujemy od nich wystarczające nauki do podążania duchową ścieżką, że ścieżka, jaką przedstawiają jest kompletna i odpowiada naszym zdolnościom i potrzebom, to wówczas jaki jest sens szukania kolejnych nauk u innych mistrzów? Nie widzę w tym żadnej logiki - chyba, że kieruje nami zwykłe zaspokajanie ciekawości. Nauczyciele reprezentujący wszystkie buddyjskie tradycje często przestrzegają przed mieszaniem różnych metod - jeżeli jednak ktoś jest absolutnie przekonany, że takie mieszanie będzie dla niego bardzo użyteczne, albo że jemu akurat nic się nie ma prawa pomieszać, to przecież nikt takiej osoby nie będzie unieszczęśliwiał i zamykał w klatce. Trudno natomiast przyjmować uczniom Lamy Ole inicjacje od lamów, którzy popierają innego kandydata na XVII Karmapę niż Taje Dordże, czyli tego, który został uznany przez Szamara Rinpocze. Przyjęcie takiej inicjacji oznaczałoby wówczas zerwanie związku z XVII Karmapą Taje Dordże, którego uczniowie Lamy Ole Nydahla uważają za głównego spadkobiercę linii Karma Kagyu. Sam kiedyś zapytałem o znanego lamę szkoły Karma Kagyu, Beru Czientse Rinpocze, a ponieważ popiera on XVII Karmapę Taje Dordże, Lama Ole nie widział przeciwskazań, dla których nie można by przyjmować od niego nauk i inicjacji. Zarzut postawiony na łamach "Świata buddyzmu" uważam za całkowicie bezpodstawny.

Ze względu na szacunek czy umiejętności można tytułować mianem profesora pedagogów, którzy formalnie nie uzyskali tego tytułu. Z tego też powodu rzeczywistym "lamą jest się dlatego, że ma się uczniów" (słowa XIV Dalaj Lamy), nie ma potrzeby kończenia trzyletniego odosobnienia, by móc używać tego tytułu. Sam XVI Karmapa odwiódł Ole Nydahla od ukończenia trzyletniego odosobnienia, jednocześnie poprosił go o to by wspierał aktywność Karmapy na Zachodzie nauczając i zakładając ośrodki medytacyjne. Z kolei w jednym z wywiadów XVI Karmapa zapytany o formalne odosobnienia odpowiedział: "Jeśli ktoś posiada wiele mądrości i zdolności pozwalających mu przeniknąć głębokie znaczenie nauk, wówczas możliwe jest, że nawet bez trzyletniego odosobnienia doświadczy on jednoznacznego zrozumienia i urzeczywistnienia." (wywiad dla amerykańskiego magazynu "Densal")

Lama Ole nie prezentuje również na swoich wykładach czegoś takiego jak "swoje własne nauki" - są to nauki buddyjskie prezentowane przez pryzmat własnych doświadczeń i własnej metaforyki Lamy Ole, który sam zresztą często cytuje lamów z innych niż kagyu szkół tybetańskich, czy też mistrzów zen. Identyczne podejście charakteryzuje wielu buddyjskich nauczycieli - przynajmniej tych, którzy rzeczywiście rozumieją znaczenie nauk Buddy i doświadczają ich istoty a także, co ciekawe, na przekór wszelkim miłośnikom "urawniłowki", czasami ośmielają się twierdzić, że ich nauki są najwyższe. Na ostatecznym poziomie nie ma czegoś takiego jak nauki wyższe i niższe, na poziomie relatywnym podział ten funkcjonuje i zależy od wielu czynników.

Jeżeli komuś z powodu osobistych kompleksów, pretensji do świata, czy też innych przyczyn bardzo trudno jest dostrzegać w sobie samym doskonały potencjał Oświecenia i przenosić to postrzeganie na całą rzeczywistość, to najzwyczajniej nie powinien zostawać uczniem Lamy Ole Nydahla. Jestem głęboko wdzięczny mojemu Lamie, za styl jego nauczania - dzięki temu posiadam gwarancję, że odwiedzając ośrodek medytacyjny Karma Kagyu, będę się czuł w nim naturalnie i swobodnie w otoczeniu ludzi, którzy mają podobną wizję świata. Nie będę odnosił wrażenia, że przebywam właśnie w jakimś muzeum kultury azjatyckiej, na zlocie szamanów indiańskich albo spotkaniu psychoterapeutycznym, gdzie czułbym się raczej nieswojo. Przy okazji nadmienię, że do ośrodka Karma Kagyu w moim mieście przychodzą czasami ludzie należący do różnych szkół zen, mają za sobą wieloletnią praktykę, traktowani są jak przyjaciele i nie postrzegają uczniów Lamy Ole jako reprezentantów sekty.

Oczywiście wielu ludziom atmosfera panująca w ośrodkach Lamy Ole Nydahla może wydawać się wyjątkowo krępująca i lepiej czują się w innych warunkach - nie oznacza to jednak, że jest ona czymś ostatecznie lepszym lub gorszym - po prostu nie odpowiada ich wewnętrznym potrzebom. Podobnie ma się sytuacja z ośrodkami, które reprezentują takich nauczycieli jak Tenga Rinpocze czy Kalu Rinpocze - ostatecznie nie funkcjonują one w lepszy czy gorszy sposób, po prostu odpowiadają one potrzebom innych ludzi niż tych, którzy odwiedzają ośrodki Lamy Ole Nydahla i jeżeli ludzie czują się w nich swobodnie, jednocześnie rozwijając własne możliwości zgodnie z ideałem bodhisattwy, to jest to bardzo pożyteczne.


Post Scriptum

Już po napisaniu powyższego komentarza zauważyłem, że wypowiedź ze "Świata buddyzmu" zmieniła się w ostatnim czasie w stosunku do pierwotnie opublikowanej wersji - została ona nieco złagodzona pod względem formy (np. cytowany przeze mnie akapit o "sekcie Olego" został usunięty). Jak mniemam, przyczyniły się do tego głosy oburzonych Czytelników albo (i), po ochłonięciu z chwilowych emocji, obawa przed możliwym pozwaniem do sądu i kompromitującym procesem, który mógł grozić wydawnictwu "A". Bardzo mnie to cieszy, ponieważ świadczy o tym, że redaktorzy "Świata buddyzmu" są w stanie się czegoś nauczyć, chociażby kultury słowa.

W nowej wersji tej wypowiedzi pojawiła się również informacja, jakoby w ośrodkach Karma Kagyu pali się książki autorstwa innych nauczycieli niż Lama Ole Nydahl. Nigdy nie zetknąłem się z tego rodzaju praktyką, ale nie wykluczam informacji, że do spalenia jakichś książek w ośrodkach Karma Kagyu mogło dojść. Gdyby kiedykolwiek doszło do takiej sytuacji, naprawdopodobniej chodziłoby o stare i mocno podniszczone publikacje oraz takie, których lektura powodowałaby z powodu kiepskiej jakości merytorycznej więcej pomieszania niż pożytku i niewykluczone, że zaliczyłyby się do nich również opublikowane przed wielu laty broszurki z zapisem wykładów Lamy Ole Nydahla. Sam słyszałem o niechlujnie wydanej jeszcze w latach siedemdziesiątych i fatalnie przetłumaczonej broszurce zawierającej wypowiedzi Lamy Ole, w której tłumacz używa pojęcia "dusza" w kontekście wyjaśnień doktryny reinkarnacji i "grzech" odnośnie prawa przyczyny i skutku. Darząc szacunkiem wszelkie buddyjskie nauki, prędzej sam spaliłbym taką książkę, nie bacząc na nazwisko jej autora, niż pozwolił, żeby osoba dopiero poznająca buddyzm miała okazję ją przeczytać i nabrać co najmniej dziwnych poglądów na temat Dharmy.

Należy od razu wyjaśnić, że tradycja buddyjska zaleca raczej spalenie pism zawierających nauki Buddy, jeżeli jest taka potrzeba, niż ich wyrzucenie. Można się tego dowiedzieć również z książki XIV Dalaj Lamy "Sens życia z buddyjskiej perspektywy", wydanej zresztą przez wydawnictwo "A". Natomiast autor notki umieszczonej w "Świecie buddyzmu" wspomniał o paleniu książek w taki sposób, że ktoś kto nie zna wspomnianych buddyjskich zaleceń, może mieć bardzo sugestywne skojarzenia ze stosami płonących ksiażek w Niemczech lat trzydziestych XX w. Takie postępowanie określa się mianem "manipulacja".

Niniejszym chciałbym zaświadczyć, że w centrum Karma Kagyu w moim mieście (Opole) w oficjalnej biblioteczce ośrodkowej można znaleźć nie tylko książki napisane przez Lamę Ole Nydahla czy Szamara Rinpocze, ale również autorstwa Kalu Rinpocze, Tengi Rinpocze, Czogjama Trungpy, XIV Dalaj Lamy, czy też różnych nauczycieli reprezentujących buddyzm zen, tradycję bon a także pozycje religioznawcze.

Mam nadzieję, że powyższe słowa chociaż w małym stopniu wyklarowały obraz zamącony przez jedną nieprzemyślaną i nazbyt emocjonalną wypowiedź opublikowaną w serwisie "Świat buddyzmu". Nową wersję komentowanego tekstu można przeczytać klikając tutaj. Pierwotna wersja została z serwisu "Świat buddyzmu" usunięta i nie jest dostępna w Internecie.


Post Scriptum 2

Redakcja "Świata Buddyzmu" zdjęła również drugą wersję swojej odpowiedzi, a w jej miejsce opublikowała znaną zenowską anegdotę. To dwukrotne zmienianie odpowiedzi niekoniecznie świadczy o chwiejności poglądów - w kontekście cytowanej anegdoty jest to raczej potwierdzenie braku umiejętności panowania nad negatywnymi emocjami jakie żywi redaktor "Świata buddyzmu" wobec Lamy Ole Nydahla. Cieszy mnie, że osoba, która opracowywała odpowiedzi sama to zauważyła stawiając, jak sądzę, właśnie siebie w roli samuraja ze wspomnianej zenowskiej przypowiastki.

(jw)




>>>>>>Zadaj pytanie: